Duuużo fotek z wernisażu 15maja 2015r. Sylwestra Łachacza pt. "Ostatnia sztuka"
Było nas ponad siedemdziesięciu!
Tadeusz Żukowski
SYLWESTRA
ŁACHACZA
epifanie
oczyszczenia i przemiany
albo
krajobrazy koloru, światła i przestrzeni
1.
Krytyka
artystyczna na pytanie o sztukę Sylwestra Łachacza (rocznik 1955) wręcz
odruchowo odpowiada: malarstwo pejzażowe; artysta abstrakcyjnego krajobrazu;
poznański pejzażysta powiązany z twórczością Piotra Potworowskiego, Tesseiyre'a
czy Andrzeja Kurzawskiego. Potem dodaje, że ten wyjątkowo płodny malarz
„przyjmuje postawę antyintelektualną", unika wpisywania w jakikolwiek nurt
sztuki współczesnej i nie utożsamia się z własną generacją reprezentowaną przez
„Nowych Dzikich", dystansując się równocześnie wobec przedstawicieli tzw.
magicznego realizmu. Dodajmy, że i sam artysta wyznaje, iż raczej nie ufa
malarstwu figuratywnemu, gdyż niesie ono, jego zdaniem, zbyt wiele ograniczeń. Czyżby
zatem, w wieku przesycenia kulturą, powrót do natury i projektowanie,
aktywnością artystyczną, jakiegoś „nowego sentymentalizmu" wyrażającego
się poprzez kreowanie syntezującej kolor, światło i przestrzeń wizji pejzażu? A
może jest to takie umiłowanie wolności w malarstwie, że prowadzi oko, serce i
rękę twórcy do - swego rodzaju - początku? Początku widzenia-wzruszenia,
malowania, a nawet - świata... Do odkrywania miejsc (sytuacji), w których
natura przemieniona w malarstwo dzięki imperatywowi talentu artysty, już jako
sublimowane malarstwo - staje się potencjalną muzyką.
2.
Pierwsze
„zapisy" na płótnie krajobrazu dotkniętego okiem Łachacza, jakie miałem
okazję zobaczyć w jego pracowni, bardzo wydatnie różnią się od obrazów
powstałych w ostatnim okresie. Gdy pierwsze prace zaciekawiają, to te
„ostatnie", powstałe na przełomie XX i XXI wieku, często „zapierają
dech" mocą malarskiego dotknięcia
świetlistości – i - przestrzenności
koloru; intensywnością oddechu prześwietlonej przestrzeni oraz, co
jest największym atutem tej twórczości czy też jej .Jawną" tajemnicą,
rafinacją subtelności światła, które te obrazy spaja w całość. W jednolitość
wyjątkowo lirycznej opowieści o epickim wymiarze czystego malarstwa; malarstwa,
które jest też radością odzyskiwania wewnętrznych krajobrazów (duszy). To, co
jest „pomiędzy", nazwałbym - drogą, która u celu przemienia się w Drogę,
jak jakości materialne (płótno, farba, laserunek) przemieniają się w dzieło, a
u wielkich mistrzów w - Dzieło.
3.
Przeglądając
dziesiątki obrazów Łachacza i kontemplując prace najbardziej mnie poruszające
odnoszę wrażenie, iż droga twórczego, jakże intensywnego, malarskiego wysiłku
tego poznańskiego artysty to najpierw doznanie pustki i martwoty wszelkich
konwencji- To dało w rezultacie prawie odrzucenie samego malarstwa, jako
swoistego kłamstwa narzucanego nie skrępowanemu duchowi, który objawia się w
wolności widzenia. Potem, po pokonaniu ciemnej strony wszelkiej negacji,
rozpoczęło się przedzieranie ku Zobaczonemu przez opór materii malarskiej
uwikłanej w szkoły widzenia- Dlaczego akurat krajobrazu? Może dlatego, iż
krajobraz bywa dla ducha (i umysłu) zmęczonego światem, zgiełkiem, nadmiarem form,
konwencji oraz stylów wręcz mistycznym oczyszczeniem i porządkującym
olśnieniem. Wystarczy przypomnieć jakże przecież liczne ucieczki malarzy i
poetów w „natury ramiona", a mistyków na pustynię, gdzie tylko pejzaż
zmiennego nieba i nieruchomej ziemi złączonych blizną horyzontu.
4.
I oto kolejny paradoks
pejzażu: krajobraz przez fakt, iż obiektywizuje uczucia nigdy nie jest
doświadczany w stanie „czystym", tzn. obiektywnym właśnie, a więc jako
obiekt
niejako obojętny.
Zawsze jest pośrednikiem pomiędzy zlokalizowanym w osobie punktem widzenia a
naturą (zewnętrznym obrazem świata). Stąd też, o paradoksie, jak mawiają
metafizycy i mistycy, staje się on syntezą subiektywnego i obiektywnego; w
sztuce: pierwiastka lirycznego oraz epickiego. A cóż, na przykład, innego
dzieje się w „Panu Tadeuszu", gdy Mickiewicz opowiada, „maluje"
słowem, swe wewnętrzne, bo wspominane, krajobrazy?
Poniekąd
podobnego zjawiska doświadczamy kontemplując najlepsze prace malarskie
Sylwestra Łachacza- Owo „podobne" rozgrywa się na najwyższym poziomie
uogólnienia: syntezy. Wszystko, co w naturze szczegółowe w tych obrazach
zostaje sprowadzone (podniesione?) do ogólnego: napięć, natężeń, zagęszczeń i
sublimacji koloru w relacji z innym kolorem, barwami, wpisanymi w przestrzeń i
tę przestrzeń opisującymi. A wszystkie te działania i oddziaływania malarskie,
jak przystało na największe ambicje artystyczne, jest podstawą dla objawiania
się niepospolitego piękna światła.
5.
W tym momencie można
pokusić się na takie zdanie: całą historię malarstwa dałoby się również
opowiedzieć jako historię malowania światła. W świetle bowiem zawarta jest
szczególna tajemnica; światło im bardziej jest, tym bardziej jest świat Inaczej
rzecz ujmując: światło w ten sposób istnieje, że im bardziej jest
„niewidzialne", tym bardziej uwidacznia i uwyraźnia istnienie świata.
Światło odsłania świat, zdejmując z niego zasłonę nocy i ciemności. Oto jego
paradoksalność, z której można wywieść zarówno teologię i teleologię
Światłości:
być niewidocznym,
by uwydatniać i uwyraźniać; nie przesłaniać swym istnieniem bytu, ale byt ten do
istnienia powoływać. Stąd już blisko do mistyki „nieobecności" Boga w
stworzonym-nieustannie - stwarzanym wszechświecie. I objawiającej,
epifanicznej, roli malarstwa (obrazu) w kontemplacji stworzonego świata, który
w widzeniu Stwórcy „był dobry", o czym w „Tryptyku Rzymskim"
przypomina Jan Paweł II.
Czyż,
zachowując proporcje, malarz nie uobecnia się w podobny sposób w swoim dziele?
Przecież z całej mocy swego talentu tak w nim jest, by ono tym bardziej
było. U Sylwestra Łachacza objawia się to w pragnieniu doścignięcia tajemnicy
świetlistości koloru i przestrzenności światła. Ten imperatyw ruchu w głąb
krajobrazu, który staje się zwierciadłem otwierania się artysty na samego
siebie - w nadziei doścignięcia źródeł (Źródła) światła - doprowadził go do podróżowania
w głąb malarstwa i malowania. Wgłębianie się w malarskie materie skutkowało
odkryciem, że światło jest wszędzie tam, dokąd je malarz zaniesie w sobie. Stąd
już krok do „porzucenia" podpórek „landschaftu" i oddanie się
pejzażom żywiołu czystego i oczyszczającego malowania. I Łachacz ten krok uczynił: stał się mistrzem
krajobrazu koloru, światła i przestrzeni. Niejako odbijając się od natury
powrócił, prześwietlony budzącą się duchowością, do kultury, którą odkrył na nowo jako swoją
wysublimowaną naturę.
6.
W finale tych refleksji
zgadzam się z kompozytorem Zbigniewem Kozubem, że zmaterializowany w ramach
obrazu abstrakcyjny pejzaż, w którym jakby kalejdoskopowo zmienia się punkt
widzenia raz eksponujący kolor, raz światło, a innym razem przestrzeń - staje
się, na swych szczytach , muzyczną partyturą. I wtedy to malarstwo można -
usłyszeć. Oto obraz otwiera się na kontemplacyjne spotkanie krajobrazów
wewnętrznych artysty opisującego swoje peregrynacje w poszukiwaniu Światła i Oddechu - z dążącą na podobne
spotkanie psyche odbiorcy. A takie zbliżenia poprzez sztukę czyż nie bywają
zaproszeniem do pejzażu, gdzie słychać budzącą się muzykę twórczej
radości i wyczuwa się oczekiwanie na cud przemiany materii w Ducha,
który „wieje kędy chce”? Chwilami ma się wrażenie, że i przez najwybitniejsze
obrazy Sylwestra Łachacza.
Tadeusz Żukowski
Wszystkie "ostatnie sztuki" sprzedajemy!